— I cóż kochana Marto? — gdy mu ta nie odpowiadała, wzruszając tylko głową.
— Tydzień... — szepnęła tak cicho, że jéj Djana dosłyszéć nie mogła — to bardzo długo... — i gdy stryj Jan badawczo na nią spoglądał, dodała:
— Ręka która nam co wieczór podawała kawałek chleba, zniechęciła się bezwątpienia... — Nie dokończyła swéj myśli, lecz obie jéj ręce dotknęły się piersi, z tą złowrogą pantominą głód znamionującą. Starzec pochylił głowę, a Djana już nie słyszała słów ostatnich; lecz widziała poruszenie Marty i to było dla niéj dostateczném. Poskoczyła drżąca z wruszenia do swéj izdebki, gdzie Cyprjana także wbiegła zdyszana, uradowana i pocieszona, bo niosła bochenek chleba, który zaraz napoczęła.
— Oni tam cierpią... — rzekła Djana — pani jest głodna...
Cyprjana która chciwie zakąsała skórkę apetyczną i rumianą, wyjęła ją z ust natychmiast.
— A ja o nich nie pomyślałam! — za-
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/844
Ta strona została przepisana.