zaostrzającemi apetyt, jak wykwintne dania obiadu pani Kokardy.
— Mój Boże, mój Boże! — poszepnęła Cyprjana.
Djana zarumieniła się.
— Zgadłaś pani prawie — rzekła — lecz powtarzam ci... że jesteśmy zadowolone z tego co mamy.
— Otóż to prawdziwa filozofja moje aniołki... lecz co do mnie, bardzo mnie trapi widząc was w takiéj nędzy.
— Pani...
— Bez uniesień moje dziécię... okazywać się dumną przed prawdziwą przyjaciółką, jest to oznaka złego serca... gniewajcie się zresztą jak chcecie, dla tego powiem co myślę...
— Serce mi się ściska, ile razy do was wchodzę... jedno krzesło... liche łóżko... jedna harfa... bo drugą sprzedałyście zapewne?
— Pani... — przerwała znów Djana.
Główna lokatorka ujęła obie ręce Cyprjany.
— Możecie być przekonane, że was kocham, moje biedne dzieci... — przemówiła z uczuciem — miejcie we mnie ufność, pro-
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/855
Ta strona została przepisana.