Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/860

Ta strona została przepisana.

Djana zmarszczyła brwi, a pani Kokarda wzruszywszy ramionami postąpiła ku drzwiom.
— Tak zawsze bywa... pomruknęła wzniósłszy oczy do sufitu. Gdy sobie pomyślę, że te głuptasy umierają z głodu przy pełnéj misce... gdyż powtarzam wam sumiennie, że to jest to samo, co rzucać perły... tak moście panny bez grosza... jest pewna osoba milionowa... któraby się starała o wasze dobro... człowiek najzacniejszy, najbogatszy... i jeżelibyście chciały, to jutro jeździłybyście pojazdem...
Zadnéj odpowiedzi. Djana odsłoniła kołdrę łóżka, zabierając się do słania.
Oczki tkliwe i mrugające pani Kokardy zaiskrzyły się, a ściągnione usta skrzywiły się szyderczo.
— Tak pojazdem panno Djano... ty która nie masz trzewików... czy słyszysz?...
To było wyrzeczone z goryczą i złośliwością. Kobiecina stanowczo zrzucała z siebie maskę słodyczy, dla puszczenia wodzy zjadliwemu językowi.
Biedna Cyprjana nie zwracała na nią uwa-