gi, Djana zaś spuściła głowę, a uśmiech dziwaczny igrał na jéj ustach.
— Czy mnie słyszycie? — odezwała się pani Kokarda rozjątrzona uśmiechem dziewicy. — przysięgam wam, moje panny w łachmanach, że długo będziecie czekały na podobną sposobność... Starałam się ażeby wyjednać dla was jak najwięcéj... 30,000 na rok... bo ten człowiek jest szalony...
— Podobne stworzenia odmawiają 30,000 rocznego dochodu... powiedzcie mi tylko panny, czy macie pieniądze za wasze komorne!... ah! ah! ja byłam dla was zbyt dobrą... Jutro wieczór daję słowo uczciwéj kobiety, że ci co mieszkają na poddaszu, będą spać na ulicy!...
Djana zachowała pomiarkowanie. Widząc ją, zdawało się, że te ubliżające słowa, nie stosowały się do niéj. Jednakże przy końcu mowy pani Kokardy, odwróciła się do niéj zwolna.
Główna lokatorka spodziewając się natarcia, ujęła się pięścią pod bok, lecz ręce jéj opadły, gdy usłyszała młodą dziewicę zapytującą obojętnie:
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/861
Ta strona została przepisana.