Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/898

Ta strona została przepisana.

— Rozumiem... lecz na zręczność w postępowaniu.
— Wyraziłeś pan mysi moją.
Robert zbliżywszy się do Montalta, ośmielił się oprzéć poufale na jego ramieniu.
— Cóżbyś pan powiedział — mówił zniżając głos — o biednym młodzieńcu, który przybył do pewnego zamku, bez żadnego polecenia, bez grosza... do zamku w którym nie znał nikogo... i który w przeciągu lat trzech dokazał tego jedynie przez swój przemysł, że po prostu wypędził właściciela zamku i zajął jego miejsce?...
— To zbyt zuchwale — odpowiedział Montalt.
— Rozumiem że go wypędził prawnie — odpowiedział Robert — gdyż ten człowiek o którym mówię, pozyskał prawo własności w skutku akt urzędowych.
— To jeszcze lepsze.
Robert ścisnął mu ramię.
— Czy będziesz pan miał dość czasu do wysłuchania pewnéj powieści? — rzekł.
— Czy długiéj?