Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/907

Ta strona została przepisana.

Nieznajoma nachyliła się znowu do ucha Manteiry:
— Dawniéj grałeś lepiéj Błażeju... oszukiwałeś ludzi w kuchni, gdy twój pan oszukiwał w salonie... nie wystrzegaj się mnie... proszę ciebie... możesz filować...
— Patrzcie jak ręka drży Manteirze, gdy bajaderka szepcze mu do ucha — ktoś się odezwał.
— I mnieby drżała, gdybym był w jego miejscu
— Założyłbym się, że musi być bardzo piękny.
Błażejowi wystąpił pot na czoło.
W tymże czasie, nie należy mniemać ażeby Bibandier spoczywał na różach. Bajaderka w zielonéj szarfie miała równie uszczypliwy języczek jak jéj towarzyszka.
Lecz pomieszanie byłego ułana, było odmiennego rodzaju jak Błażeja; był bardziéj zatrwożony jak zdziwiony i zdawało się, że odgadł z kim miał do czynienia.
— Do biesa panie Bibandier! — mówiła bajaderka — zdaje się żeśmy tam pozostawili nasz kaftan parciany...