Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/924

Ta strona została przepisana.

puszczały zdobycz. Uczepiły się silnie rąk malarza i sekretarza Mylorda.
— Jak uważam — rzekła Hortensja — pan Stefan jest wielkim bałamutem.
— Ah! Rogerze, Rogerze! — mówiła westchnąwszy Delfina, bardziéj spoufalona — nadaremnie usiłowałam być wesołą, to mi jest bardzo boleśnie...
Młodzieńcy najniewinniejsi z mężczyzn, tłómaczyli się jak mogli, przysięgając że nie mieli kochanek. Przysięga ta prawie jednocześnie wyrzeczona przez Rogera i Stefana, rozwiązała języki nieznajomych.
— A Cyprjana?... — szepnęła w zielonéj szarfie do ucha sekretarza.
— A Djana?... — zapytała w czerwonéj szarfie malarza.
Ciemność panująca pod drzewami pokryła nagłą bladość młodzieńców; pomimo tego Hortensja i Delfina poznały ważność tych słów, gdyż Stefan i Roger zadrżeli nagle.
— Cóż się to dzieje? — zapytały — Czy nie możecie ich się pozbyć?...
Stefan i Roger milczeli, stojąc jak zka-