Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/926

Ta strona została przepisana.

Stefan milczał będąc głęboko wzruszony. W charakterze Rogera było cokolwiek frantostwa.
— Fi, moja kochana! — zawołał usiłując okazać się trzpiotem — to są dzieje tak dawne jak potop!
Uczuł że zadrżały ręce kobiety, która się opierała na jego ramieniu.
— Oh! oh!... nauczyłaś się doskonale roli... no, no... dość tego... nie mamy czasu rozrzewniać się.
Łkanie uniosło pierś bajaderki w zielonéj szarfie; Roger to usłyszał, i zdawało mu się że bryła lodu przygniotła jego serce.
— Stefanie — szepnęła w p asowéj szarfie — Bóg cię pobłogosławi żeś nie mówił podobnie jak twój przyjaciel... wiele nieszczęść dotknęło Penhoelów, i zapewne o nich nie wiecie... oddal te kobiety... a dowiesz się o losie tych, których dawniéj kochałeś...
— Oddal te kobiety! — powtórzyła Hortensja — co ty sobie myślisz mościa panno?
Stefan który stał z opuszczony głowy, ocknął się z zadumania.
— Pani naigrawasz się z ważnych rzeczy! —