Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/931

Ta strona została przepisana.

się obecnie ożywiał po kilko-chwilowém wytchnieniu.
Roger ujął pod rękę Stefana chcąc go uprowadzić, a obejrzawszy się raz jeszcze za siebie, ujrzał obie nieznajome stojące w miejscu, które przed chwilą obydwa zajmowali.
— One teraz nie wierzą niczemu! — odezwała się w czerwonej szarfie, odpowiadając na ostatnie wyrazy malarza — czyliż nie wiecie co zaszło w pałacu Penhoela?
Roger cedził przez zęby:
— Ja tylko to wiem, że nie odpowiadano na moje listy... i jeżeli mamy mówić o zapomnieniu, to przynajmniéj ja nie mam sobie nic pod tym względem do wyrzucenia. Ale mylord zapłaci mi za tę maskaradę.
— Nie odpowiadasz!... — powtórzyła w czerwonéj szarfie, któréj głos zdawał się obudzać w sercu Stefana dziwne wzruszenie.
— Czyliż w istocie nie dowiedzieliście się o okropnych wypadkach, które, zaszły w pałacu?... a więc ja wam powném:.. wszyscy ci których znaliście... pan, pani którą tak kochałeś panie Rogerze de Launoy... biedny stryj Jan...