— Ja zdradzić pana?... cóż znowu....
— Bo choćbyś nawet chciał... nie wiesz nazwisk miejsc i osób... z Rennes do Brestu ileż to jest pałacy rokoko, ile rodzin nudnych... ilu mężów, którym żony... rozumiesz mnie... żnaleźże mojego gbura... ah! ale na czémże stanąłem?
— Stanąłeś na wykradzeniu listu pani, co ci się udało z rzadką zręcznością...
Robert podziękował poważném skinieniem głowy i podniósł do ust kieliszek.
W téj chwili gdy nie mógł przypatrywać się nabobowi, fizjonomja ostatniego powlokła się zasłoną smutku.
Przez chwilę jego rysy wyrażały głębokie i gorzkie zniechęcenie; co trwało bardzo krótko, gdyż skoro tylko Robert postawił próżny kieliszek na stole, Montalt uśmiechał się dobrodusznie.
— Zdaje się — rzekł Robert — że moja historja zajmuje pana, ponieważ przypominasz sobie szczegóły.
— Nigdy opowiadanie tak mnie nie bawiło — odpowiedział Montalt z oziębłą uprzejmością.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/938
Ta strona została przepisana.