— Do kata! — odpowiedział Montalt usiłując utwierdzić się w swéj ironii to jest bardzo pochlebne dla takiego chłopa jak ja...
— Miéj pan litość! — powtórzyła Djana ze łzą w oku — nasz ojciec jest bardzo stary... i jeżeli będziemy shańbione, on już nigdy nie ujrzy córek swoich...
Oczekiwała odpowiedzi z podniesiona głow ąi spuszczonym wzrokiem, lecz gdy Montalt milczał, dodała śmielszym głosem:
— Posłuchaj pan... jest nas dwie... dość będzie dla pana jednéj ofiary...
— Zgadzam się na to — odpowiedział Montalt — któraż zostanie?
— Ja! ja! — zawołały razem obie siostry.
— Wybornie — rzekł Montalt — teraz o to idzie, która ma odejść.
— Oh! — poszepnęła Djana — moja biedna Cyprjano... proszę cię, proszę...
Cyprjana rzuciła się w jéj objęcia i przycisnęła do swego łona.
— Umrzemy obie! — rzekła.
Djana po raz pierwszy zwróciła oczy na twarz Montalta. Jéj źrenice pałały i krew
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/992
Ta strona została przepisana.