Strona:PL Paszkowski - Poezye tłumaczone i oryginalne.djvu/247

Ta strona została przepisana.
WŁODARZ

Niebożysko! Poczciwina;
Lecz żywie Bóg! traf takowy
Nieprzyléga do méj głowy.
Jakoś mi się to nie skleca,
By najtęższa nawałnica,
Mogła zwalić Chrześcianina,
I przerzucać przez zagony;
A dopiero-że u kata,
Nieboszczyka Jegomości,
Który mógł w karbach grzeczności
Trzymać wszystkie wiatry świata,
Filarem swoiej persony.

PAN WOJCIECH.

Jak to było, dość, że było.
Dokumentów przecz w tej mierze?
A ja zasię temu wierzę;
Bo jak się to już mówiło,
Od nieboszczki mam mosanie
Mojej matki to podanie.—
A słyszałeś o piskorzu?

WŁODARZ

Nieprzypomnę.

PAN WOJCIECH.

Wzdyć Grzegorzu!
Nic nie wiécie, Ale pierwéj,
Miodek krótkiéj godzin przerwy;
Wzmoże język, zaśpi troski. —
Ot-że raz przybył do wioski,