Strona:PL Paul - Hesperus.djvu/17

Ta strona została przepisana.

chmurny rok, czy bliźniego co się męczy, albo kochającego, czy młodość okwitłą, albo nawet całe, przesmucone życie; — i ty wdzięczny duchu, dla którego „dziś“ jest raną, a „wczoraj” blizną i ty zbliż się do mnie, a zatopiwszy się w „wieczornej gwiaździe“ mojej, — zapomnij wśród jej łagodnych blasków o minionej niedoli, a jeśli możesz, powiedz sobie, gdy ci poetycka illuzya przejściowe a słodkie boleści sprawi: „może i moje dłuższe cierpienia tylko illuzyą były.“ — Mogęż i ciebie, wyższy człowieku, ceniącego nasze życie mniej od własnej wartości i śmierci, którego serce w pośmiertnym prochu serc innych się wygłasza, jak dyament w prochu dyamentu, mogęż i ciebie prosić, abyś zstąpił na moje stanowisko i wyrzekł, gdy ujrzysz pod sobą przeciągające mgły i światy cieniów, a mar niepochwytnych: „wszystko snem jest i cieniem wokoło mnie, ale gdzie sny są, tam być muszą duchy, gdzie mgły tam kraje, gdzie ziemskie cienie, tam słońce i świat?“
Lecz ciebie, szlachetny duchu, który zmęczony stuleciem i martwotą ludzkości, czasami, zwątpiwszy lecz nie zawsze, mniemasz, iż ziemia jak księżyc się cofa, bo obłoków lot które dołem suną, za bieg niebieskiego ciała bierzesz; który pełen wzniosłych westchnień i życzeń z milczącą rezygnacyą morderczą dłoń i konających braci obok siebie widzisz, bo patrzysz z wiarą w słoneczne oblicze Opatrzności; którego nieszczęście, jak piorun rażonego, obezwładnia, ale nie oszpeca — ciebie, szlachetny duchu, nie śmiem prosić: racz spojrzyć na cienie moje