Strona:PL Paul - Hesperus.djvu/19

Ta strona została przepisana.

i prawdy, jak imiennik twój na niebie do słońca, więcej zbliżył, aniżeli ziemia, którą oświecasz, — obyś jak twój imiennik na niebie, tylko w blaskach słońca tonąc, ludzi opuszczał. Uszczęśliwiłbyś mnie po raz drugi, gdybyś się dla okwitłego człowieka stał gwiazdą wieczorną, a dla wikwitającego poranną. Zajdź z pierwszym, a z drugim wzejdź; na wieczornem niebie okwitłego błyszcz między chmurami, osrebrzając przebieżoną, pod górę idącą ścieżkę jego żywota łagodnemi blaski, by rozpoznał dalekie kwiaty młodości, zamieniając stare wspomnienia na nowe nadzieje! Ochłodź gorącego młodzieńca w zaraniu życia jako gwiazdka poranna, zanim go słońce rozpali, a potoki dnia na wiry zapędzą. Mnie zaś, Hesperusie, pewno już przyświecać nie będziesz; krążyłeś dotąd obok ziemi, jak moja planeta jak mój drugi świat, na które dusza moja wyładowywała, ilekroć ciało narażałem na poniewierkę ziemską — ale dziś odwraca się oko moje z żalem i smutkiem od ciebie i wieńce kwiatów, które posadziłem na twoim brzegu — odwraca się smutnie i pada na mokrą ziemię pod nogami mojemi — i czuję chłód i wieczoru oddech — — i widzę wszystkich banitów z gwiazd, otoczonych świętojańskiemi robaczkami i błędnemi ognikami zasłonieni stoimy i samotni, ceniący życia wartość jedynie dla ciepłej ręki przyjaciela, którą trzymamy w ciemnościach. — — —
O, tak, przyjdą inne czasy, czasy światła; w których się ludzie rozbudzą ze snów.