Strona:PL Paul - Hesperus.djvu/7

Ta strona została przepisana.

nazwań czytając takiego Wilhelmi’ego, albo z grun tu niemieckiego Okena?
A zresztą nie zubożeje język niemiecki, choćby wrota swe jak najgościnniej dla obcych roztwierał. Rodzi on bezustannie (jak słowniki dowodzą) daleko więcej dzieci, wnuków i prawnuków, aniżeli obcych płodów adoptuje; w ten sposób musi kiedyś las słów, wyrastający ciągle z młodego siewu, obce wyrazy ocienić, a w końcu zadusić. Za to będzie kiedyś język angielski, którego szczep rodzimy słowami z Ameryki się posiłkuje, ogrodem zdziczałym, zarosłym chwastem zagranicznym.
Po drugie, zabrałem się do trzeciego wydania jeszcze raz a wolno i z namysłem przechodząc z nożem ogrodnika w ręku po całej książce i wyrywałem, wyrzynałem wszelkie niepotrzebne dodatki i chwasty podwójnych słów, gdzie się tylko dało.
W końcu, po trzecie, zabrałem się po dwukrotnych korektach do trzeciej, wojując z twardziznami języka, z niezrozumiałemi zwrotami, z ustępami zadługiemi.
Lecz, o nieba, ileż to razy musi się pisarz poprawiać, jeśli nie przeżył ani połowy wieku! A gdyby się autor i lat matuzalowych doczekał: napisał by pewno Matuzalem tyle tomów poprawek, żeby się obok nich pierwotne dzieło wstępem, dodatkiem lub komentarzykiem wydało.
Od kilku lat nienawidzi autor w dziełach swych jednego błędu, który Ernest Wagner, Fouqué i inni z niekorzyścią naśladowali, oto: uprzedzania czytelnika o jakości i rodzaju uczuć, które sam przed-