Strona:PL Paweł Gawrzyjelski - Wyprawa po żonę.pdf/50

Ta strona została uwierzytelniona.
— 46 —

szo, ale nie podobno było konia zostawić samego, boby w nocy mógł zginąć. Jechali ludzie z targu, ten i ów stanął i spytał się, czego szukam, że mi pomogą a mnie złość brała taka, że niemal byłbym zabił bestyą.
Jechał poczciwy Niemiec, co miał karą klacz przed wozem, chudą jak wasz ogier. Człeczysko zaraz się domyśliło o co tu chodzi, i kazał mi przywiązać ogiera w tył do woza, a samemu wsiąść obok niego. Spróbowałem. Dziesięć kroków było wszystko dobrze, ogier postępował uroczyście jak w procesyi, ale potem wystoperczył zuchwale przednie nogi i stanął.
Niemiec swoją klacz batem zaczął kropić, aż z całej siły zaczęła ciągnąć naprzód; ogier nie ustąpił i postawił na swojem. Wóz zaczął trzeszczyć, myślałem, że konie wszystko rozerwią i że spadniemy z Niemcem na ziemię w błoto, on zaczął wrzeszczeć gwałtu ratuj — trudno co było robić, musiałem zejść, odwiązać ogiera, i Niemiec klnąc poje-