Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

oświadcza nam, że król poczekał na przybycie ministra dzień jeden, że więc audyencya już jutro po południu ma mieć miejsce. Konsternacya! Król odjeżdza w niedzielę rano. Książę Devavongse, brat i prawa ręka królewska, pragnie widzieć ministra jeszcze dziś wieczorem. Przerażenie! Na gwałt porywamy rzeczy, pakujemy się do małej barkasy parowej, i w towarzystwie dwóch wyżej wymienionych dygnitarzy, gorzej prawie od nich się pocąc, jedziemy do brzegu. Tutaj czekała nas najgorsza niespodzianka.
Rzekomo niemożebnem było na czas przygotować apartamentów w tak zw. Hôtel des Ambassadeurs, pałacu ambasadorów, więc mieszkamy w zwykłym hotelu. Jak na Bang-kok, hotel wspaniały, nowiutki; dawniej Niemcy go wystawili. Urządzenie klimatowi odpowiednie, przewiewne — ale meble. Salon przeznaczony dla ministra, cały obity papierkiem fabrykatu berlińskiego, podobnież lampy; stoły i krzesła — horrendum! Minister więc w nieco złym humorze, i postanowiwszy opuścić ze swej mowy ustęp, w którym za gościnność chciał królowi dziękować, jedzie do księcia Devavongse. Przyjęcie europejskie, herbata, papierosy. Dowiadujemy się, że król rzeczywiście wraz z całą rodziną wyjeżdża, ma zostać tylko nasz przyjaciel z okrętu i książę Devavongse. To bardzo smutne. Idziemy spać; kilkanaście koników polnych i po jednej jaszczurce stoi na straży naszych łóżek, innych bestyj jednak Bogu dzięki niema. Nazajutrz rano wysyła minister pismo z Ballplatzu, odwołujące jego poprzednika, hr. Załuskiego, po łacinie pisane, a zaczynające się od słów: Nos Franciscus Josephus, etc, Suae Majestati Tschulalonkorn primo, Regi Siamensi... salutem!


Bang-kok, 7 stycznia.

Już po audencyi. O 4-tej, po nieco nerwowej scenie z powodu wysyłania naszych kart wizytowych do księcia Devavongse, przy temperaturze faktycznie niemożliwej: ja we fraku, tamci panowie w mundurach, Biegeleben zasiany orderami, w towarzystwie naszego grubego intraducteur des