Buddy parę rzeczy byłbym chętnie ściągnął jako unikat pod względem wykończenia; np. zwijane modlitwy, czy opowiadania święte, przepysznie na jedwabiu wypisane i zdobne w stosowne malatury. Świątynie same, nie mogę powiedzieć, żeby mi się podobały tak bardzo. Przeładowanie ornamentów niesłychane, wszystko w drzewie rznięte, złocone, malowane, lakiem obciągnięte, więc wartość sama pracy niesłychana; ale to wszystko, to barok japoński — jak zresztą wszystkie dzieła Tokugawów; cela sent le parvenu — jak gdyby lat temu 250 myśleli i wiedzieli, że potęga ich w sposób tak fatalny minie, i pragnęli nasadzeniem złota, przepchaniem ornamentów, narzuceniem wszędzie herbu swego, uwiecznić krótkotrwałą potęgę i świetność swego rodu. Ciekaweby to było studyum porównywanie stylu Tokugawów ze stylem Mikadów — parweniusza z panem prawdziwym, co nie dba o ornamenta i złoto, bo wie, że imię jego, świetność rodu i władza, to jemu od Opatrzności dane, to nierozerwalnie z istnieniem narodu złączone, więc jak naród wieki przetrwa.
Z Nikko ruszyłem z powrotem do Utsunomija; w drodze spotkanie z p. Poessnecker, honorowym konsulem austr. w Hong-Kong. Bardzo dla nas tamże byli grzeczni, to też żałuję niezmiernie, że nie zatrzymałem się, by ich powitać.
Wieczorem do Utsunomija przyjeżdża p. Emil Hirsch, wicekonsul austr. przydzielony czasowo do naszej legacyi w Tokio, nader miły, przyzwoity, młody człowiek. Zna nieco Galicyę, właściwie Lwów, gdzie jego ojciec był pułkownikiem przez pewien czas. Nazajutrz jedziemy koleją do Motomija; tu wpadamy tylko na chwilkę do hoteliku japońskiego, przebieramy się i jazda w trzy rikse do Inavashino, skąd ruszyliśmy na Bandaj - Sann.
Droga z początku monotonna, w miarę zbliżania się do grupy Bandaj-Sann, o coraz wyraźniejszym charakterze wulkanicznym, jak zresztą prawie cała Japonia. O 8-mej z wie-