Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 287.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dywostoku, jak pijawka się tam wpił, i teraz trzyma w swych ręku cały niemal handel wschodnio-sybirski.
Reprezentant panów Mayer et Comp., jak jego szef, Hamburczyk, o spadzistych ramionach, badawczo sentymentalnem spojrzeniu, rudy, czerwony, lat 26(!), przedstawia mi się i oświadcza: dass es ihm ein besonderes Plaisir wäre, pokazać mi miasto i port. Naturalnie przyjmuję. Po chwili siadamy do czółna, którem on znów źle steruje — i ruszamy ku portowi. Pierwsze moje pytanie: czy i w jaki sposób mógłbym się dostać do stolicy Korei? — Statek mój odpływa do Tien-tsin nazajutrz o czwartej z rana; odległość do Seul 28 mil angielskich, po złej, górzystej drodze; nimbym konia i przewodnika dostał, minęłoby co najmniej godzin dwie — jadąc na tym samym koniu (wysłać konia naprzód do zmiany niema możliwości), potrzebowałbym około 5-ciu godzin, by stanąć w Seul; więc fizyczna niemożliwość. — Rozpacz, rekryminacye; ale wszystko na nic. Przynajmniej, w razie gdybym się miał zdecydować na wracanie do Europy przez Amerykę, nie omieszkam i tu wrócić, i wtedy zobaczę Seul dokładnie.
Wśród tej pogawędki zbliżyliśmy się nieco do portu. Czimel-po leży amfiteatralnie na wyniosłym brzegu; u szczytu pagórka, zdala widoczny, jak zamek wyglądający dom mieszkalny pp. Mayer et Comp. Przed nami, tuż nad portem, t. zw. Settlement japoński, wielkie zabudowania agencyi Towarzystwa żeglugi Nippon Yusen Kaisha; dom cłowy, mieszkanie konsula japońskiego. Tu policya japońska, w japońskich mundurach. Dalej kilkadziesiąt domów japońskich; wreszcie dwa domy europejskie: pierwszy bez piętra, ale rozsiadły — to office pp. Mayer et Comp. z ogromnym flagowym masztem; drugi piętrowy, to Hotel de Korée, a w nim pan restaurator, z żoną i nadobną siostrzenicą, Austryak, jakiś biedak pędziwiatr! Na południe tych settlementów właściwe miasteczko koreańskie, nieco większe niż Fusan, równie brudne, równie biedne; chałupki niziutkie, słomą kryte, lepione z gliny. Tu także rezyduje w nieco lepszej chałupie pan gubernator. Po śniadaniu, które mi w niezmiernie grzeczny spo-