Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 305.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

łudnie, upał nie do opisania. Wietrzyk mały mamy z tyłu; w mojej lektyce, tej maszynie wymyślonej przez ludzi z myślą leniwą a ciasną kieszenią, robi się temperatura 450 Reaum. Ciągłe rzucanie, szarpanie, szturkanie tej palnej machiny, robi czytanie niepodobnem. Chcę spać, nie można, bo co chwila, jak te muliska nieszczęsne ruszą równym krokiem z jednej nogi, tak miotają straszliwie lektyką od tyłu ku przodowi, że mimo zmęczenia, ani sposób zasnąć. Jedna jeszcze złowroga dola podróżnego w tych okolicznościach, to muchy! O ludzie, gdybyście wiedzieli, nigdybyście dzieciom nie bronili much torturować, męczyć, w żywym ogniu smażyć, w kawałki żywcem krajać! niechby choć tyle zemsty biednej ludzkości na tych przebrzydłych stworzeniach dozwolono! Nie mogąc wytrzymać dłużej, wyskakuję, siadam na osła. Po chwili spostrzegam ów karauł kitajskich kozaków; trzeba go odfotografować koniecznie, bo piękny, malowniczy, a nieźle jeszcze zachowany. Tu mimowoli przyszło mi na myśl, czy przypadkiem Chińczyki, uważając, że szlakiem Tamerlana mógłby i biały car przyjść do Pekinu, nie utrzymują tych starych karaułów na wszelki wypadek! Dawaj aparat! cała karawana — 10 zwierząt czworonożnych, a 5 dwunożnych — nim się zatrzyma, nim się porozumie, nim zdoła przyrodzony wstręt do szybkich ruchów przezwyciężyć, mija naturalnie dobra chwila. Zaczynają wyciągać z pod mojego siedzenia ten aparat (który Opatrzność także na mnie jako bicz i ekspijacyjny środek zesłać raczyła), mija nas jakiś oślarz kitajski i woła coś. Nagle widzę ze zdumieniem, że mój boy blednieje i rusza się szybko, ba, nawet dość wyraźnie mi powiada: »woda idzie, nie można dalej«. Chińczyki wszystkie spłoszone, naturalnie zaczynają od kompletnego stracenia głowy; notabene dotychczas jeszcze ich nie rozumiałem, nie pojmowałem o co chodzi. W chwili kiedy Chińczyki, straciwszy resztki możności myślenia, bez ustanku coś mówiąc patrzą przed siebie, ja nie wiedząc o co chodzi, chcę kazać dalej rozpakowywać aparat. Raptem słyszę szum daleki, cichy, coraz głośniejszy; myślę: gdzieś woda płynie; widzieliśmy wielkie chmury w górach, musiało padać; trzeba zobaczyć. Nie ubie-