W spiętrzone wpada kryształy.
Jeźli od dziecka, ja cały
Byłem tygrysem w snu głębi,
Mieczem, co w pochwie śmierć chowa,
Morzem, co w ciszy się kłębi:
Czyż krzywdą potrzeba było
Budzić, co w wnętrzu się snowa?
Czy raczej rozum nie stara
Się użyć tego, co miara
Co tu roztropność podaje?
O przykładem niech się staje
Tutaj widok, pełny grozy,
Obraz, godny podziwienia:
U stóp moich — moc ramienia
Które walczyło z niebiosy,
Aż je Pan niebios poimał!
Boski to dekret panowie
Spełnion nad tym, co go trzymał
Lecz nie wstrzymał! Mojejż głowie
Wiekiem młodszej, słabszej duchem
Czyż przypiszę, że łańcuchem
Twardej woli niebo spęta?
Nie! Wstań ojcze, niebios święta
Wola chciała cię wyleczyć.
Wyleczonyś. Jeźli syna
Zemstą swoją chcesz zniweczyć
Oto jest, kolana zgina, (klęka)
Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Życie snem.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.