Strachów biedny świat zamroczy:
Słońce krwawą walkę toczy
Z jasnym księżyca promieniem,
A gdy ziemia swem ramieniem
Przeszkadzała w strasznym boju,
Czarnem karze ją zaćmieniem,
Takiem, jakie świat zastało
Kiedy Pana zwisło ciało.
Z głębin ziemi, w niespokoju
Wydzierały się płomienie,
W kurczach ziemia rozhukana
W ruinę słała budowl szczyty
A zaciemnione błękity
Gruz rzucały i kamienie.
Takiego strasznego rana
Zygmunt się zjawia na świecie,
Aby zaś stwierdzić, że zrodzon,
By złem za dobre nagrodzić:
Śmierć z życiem dziwnie się schodzą
Matka umiera, gdy dziecię
Światłość powitało dzienną.
Uzbrojon w wiedzę promienną
Czym potrzebował dochodzić,
Że syn mój, o losie smutny,
Dziki będzie i okrutny,
Bezbożny, bez czci i wiary?
Że w jedną zbrodni pustynię
Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Życie snem.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.