Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/10

Ta strona została przepisana.

Taka zawiść, złość zawzięta;
A przyrzekam, że jeżeli
Walka wasza słusznie wszczęta
Dla obrazy jakiej zmycia,
To nie mieszam się już wcale:
Nie żałować wtedy życia,
I natychmiast się oddalę.
Lelius. Myśmy oba rozkochani:
Najpiękniejsza pośród miasta
Owładnęła nas niewiasta;
Więc o życie walczym dla niéj:
Innej na to nie ma rady,
Bo czyż można wejść w układy?
Florus. Nie chcę nawet, by zuchwało
Słońce na nią? spoglądało;
A więc nie ma tu sposobu:
Jakeś przyrzekł, zostaw obu.
Cypryan. Zaczekajcie, jeszcze jedno:
Możnaż szał w niej tak rozżarzyć,
O zwycięztwie żeby marzyć?
Lelius. Przy niéj wszystkie cnoty bledną;
A napróżno Flor zazdrości
Słońcu jego zuchwałości;
Bo czyż słońce się odważy
Tej cudownej przyjrzéć twarzy?
Cypryan. Chciałbyś pojąć ją za żonę?
Florus. To najszczersze me żądanie.
Cypryan. (do Leliusa). I ty?
Lelius. Wierzaj mi
Wtedy byłoby ziszczone
Najgorętsze me pragnienie;
Choć ubogie jest jéj mienie,
Cnota stanie jej za wiano,
Wraz z pięknością niezrównaną.
Cypryan. Gdy ją oba pojąć chcecie,
To powiedzcie, jak możecie
Jej bez zmazy kalać sławę?
Cóż świat powie, gdy to krwawe
Zajście mordem się zakończy,
A zabójca z nią się złączy?
Nie chcę wcale, byście razem
O jéj rękę się starali;
Tę myśl niecną, któż pochwali?
Kto rzecz taką puszcza płazem,