Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/11

Ta strona została przepisana.

Ten swéj hańby nie dostrzeże;
Lecz powiedzcie tylko szczerze,
Kogo ona z was przekłada?
Lelius. Dość już tego! to mi rada!
Iść i pytać, kto pozyska
Jej przychylność, to rzecz niska!
Jeszcze żądać, żeby rzekła
Komu pragnie oddać rękę!
Mnie wybierze, — cierpię mękę:
Bo mię zazdrość zgnębi wściekła,
Że Flor kochać się ośmiela
Tę, co miłość mą podziela.
A jeżeli on szczęśliwszy,
Doznam męki jeszcze żywszéj.
Więc być może rozstrzygniona
Tylko mieczem nasza sprawa:
Dla jednego czci obrona,
Dla drugiego zemsta krwawa!
Florus. Słuszne wtedy twoje zdanie,
Gdy kobieta jest wietrznica,
Rzuca wnet co ją zachwyca,
W ciągłej uczuć żyje zmianie.
Jam szedł śmiało na bój krwawy,
Dobyliśmy oba miecze:,
Możem przestać bez niesławy,
Bo rzecz tylko się odwlecze.
Cypryan na przeszkodzie staje,
Więc do ojca się udaje.
Lelius. W części jestem przekonany;
Do jéj ojca téż pospieszę.

(Oba chowają miecze).

Cypryan. Ja się bardzo z tego cieszę.
Gdy cześć waszéj ukochanéj
Taka czysta i bez zmazy,
To być może, że jej skazy
Żadnej przez to nie zadacie,
Że się razem ubiegacie;
Lecz powiedzcie, kto jest ona,
Gdyż być musi uprzedzona
Nim z nią ojciec mówić będzie;
Mam stosunki w mieście wszędzie,
Więc wam będę pośrednikiem.
Lelius. Słusznie mówisz.
Florus. To Justyna!
Cypryan. Słabe wasze są pochwały,
One wątłym są promykiem,