Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/18

Ta strona została przepisana.

Justyna. A więc jestem na usługi.
Cypryan. Zatem słuchaj mej powieści.
Ty piękności ziemskiéj wzorze,
W tobie, w cudnym swym utworze
Bóstwo wdzięki boskie mieści.
O! nie zaznaj tej boleści,
Która serce moje pali!
Z rąk mych spokój twój odbierasz,
A mnie za to mój wydzierasz!
Któż nademną się użali,
Kto z niedoli téj ocali?
Lelius, Florus, w tobie szczerze
Zwłaszcza pierwszy rozkochani,
Dla bogini, dla swej pani
Pragnąc życie nieść w ofierze,
Walczą z sobą jak szermierze;
Lecz nadszedłem szczęściem w porę:
Dla cię bić się nie dozwalam,
I od śmierci ich ocalam;
Za to z ręki twéj śmierć biorę!
Wszak pospólstwo bardzo skore
Do potwarzy i obmowy:
Nie chcąc miejsca dać zgorszeniu,
Tu przychodzę w ich imieniu.

(Do siebie)

Dniu nieszczęsny, dniu grobowy!
Parko, przetnij me osnowy!

(Do Justyny)

Więc niech słowo twe rozstrzyga,
Ostatecznie niech wyrzeka;
Kogo dzisiaj szczęście czeka.

(Do siebie)

Im nadzieja zdala miga,
Mnie los zgubny tylko ściga.

(Do Justyny )

Wybranego śmiertelnika
Uwiadomię: niech się cieszy,
Niech do ojca twego spieszy!

(Do siebie)

Mnie nadziei i promyka!
Ziemia z pod stóp się umyka!
Justyna. Zkądże mówić tak zuchwale.
Ciebie jakiś szał poduszcza?
Aż przytomność mię opuszcza!

(Po chwili)

To poselstwo i te żale
Niepotrzebne są tu wcale.