Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/2

Ta strona została przepisana.

W księdze znajdę towarzysza.
W Antyochii wielkie święto,
Uroczysty dzień Jowisza:
Do świątyni niosą, nowéj
Jego posąg marmurowy.
Ot już obrzęd rozpoczęto,
Na ulicach hałas, wrzawa,
Lud weselem się napawa.
Ale za tém ja nie gonię,
Do samotni téj się schronię
W drzew i krzewów labiryncie;
Lecz wy idźcie, nie omińcie
Sposobności do zabawy;
A gdy słońca okrąg krwawy
W głębi morskich fal zatonie, —
Co okryte chmury nocą,
Jak grób srebrny zamigocą,
W którym złote spoczną zwłoki, —
To zwracajcie wasze kroki
W to najdroższe mi ustronie.
Moskon. Jakto? kiedy lud się cieszy,
Gdy do grodu każdy spieszy,
By podziwiać społem zblizka
Te obrzędy, widowiska,
Pełne blasku i potęgi;
Ciebie razi to wesele,
Chcesz sam zostać z twemi księgi?
Klaryn (do Cypryana). Światłe zdanie twoje dzielę.
Te pochody uroczyste,
Tańce, śpiewy, te orszaki,
To dzieciństwo oczywiste.
Moskon (do Klaryna). Człek, karmiony zawsze szpaki,
Nie wypowie to, co czuje,
Tylko zawsze potakuje.
Klaryn. To mi człowiek co się zowie!
Fałsz zarzucać śmié mi w oczy;
Bądźże grzecznym choć troszeczkę.
Cypryan. No porzućcie już mędrcowie
Tę odwieczną waszą sprzeczkę;
Dalej! A gdy noc otoczy
Świat w osłony swojéj cienie,
Powracajcie w to schronienie.
Moskon (do Klaryna). Kto na uczty skargi szerzy,
Nie wiem czy mu iść należy.