Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/26

Ta strona została przepisana.

W tém pociecha moja cała;
A któż wierniéj ci usłuży?
Więc mi nie daj cierpieć dłużéj,
Gdyś mi kochać zakazała.
Justyna. Widać, panie, że me słowo
Wpływu na cię miéć nie może,
Kiedy dzisiaj....
Cypryan. O, mój Boże!
Pragnie dręczyć mię na nowo.
Justyna. A więc jakże mam powiedziéć,
Że to wszystko nadaremnie
Chcieć wzajemność wzbudzić we mnie,
U drzwi mych na straży siedzieć:
Choćbyś czekał dni, miesiące,
Choćby lata, całe wieki,
Od nadziei bądź daleki:
Zawsze miłość twą odtrącę,
Bo me serce tak się zbroi.
Tak niezłomne moje zdanie,
Żem cię kochać nie jest w stanie
Aż do samej śmierci twojéj.

(Wchodzi do domu)
SCENA III.
CIŻ SAMI prócz Justyny.

Cypryan. (Do odchodzącéj Justyny).
Już się dusza ma zachwyca,
I radością już jaśnieje;
Wnet się ziszczą me nadzieje,
Niedaleka ich granica:
Bo gdy śmierci mej godzina
I Ma rozbudzić duszę twoję,
Pocznij dzielić miłość moję,
Gdyż mój skon się już poczyna.
Klaryn. Gdy mój pan jak trup zmartwiały
Leczy swe miłosne szały,
Libio! daj mi uściśnienie.
Libia. Pragnąc czyste mieć sumienie,
Nie chcę krzywdy dla Moskona:
Czy rachuba nie zmylona?
Czy do ciebie dziś należy?
Jego wtorek, twoja środa...

(Liczy na palcach)