Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/33

Ta strona została przepisana.

I miłość moją wspierając, ta sztuka
Niosłaby ulgę sercu, jakiéj próżno szuka;
I możebym owładnął mych męczarń przyczynę,
Co mię wprawia w szaleństwo, i dla któréj ginę!
O wzdycham do tego święta!
Djabeł. (Na stronie).
Już miłość z żądzą wiedzy ujęły go w pęta.

SCENA VII.
CIŻ SAMI, oraz KLARYN i MOSKON
(Którzy wpadają każdy z innéj strony).

Klaryn. (Do Cypryana). Czy żyjesz jeszcze panie?
Moskon. Ach! jakiś ty grzeczny!
Wszakże widzisz, że żyję; jakżeś niedorzeczny!
Klaryn. Użyłem tego zwrotu zwykłego wymowy
Na dowód, że w tém cudu widzę tajemnicę,
Że mimo grad piorunów, mimo błyskawicę,
I włos mu jeden nawet nie spadł z głowy.
Moskon. I ciągle podziw zdejmuje cię taki,
Że przyjść do siebie nie możesz w téj chwili.
Cypryan. (Do djabła). Moi służący!

(Do Klaryna i Moskona).

Pocoście wrócili?
Moskon. Bo ci się chcemy dać znowu we znaki.
Djabeł. To mi weseli!
Cypryan. Tego im niebraknie,
A głupstwa robić, to każdy znich łaknie.
Moskon. (Do Cypryana). Kto to jest taki, powiedz mi pan szczerze.
Cypryan. To mój gość miły, niech cię strach nie bierze.
Klaryn. Na cóż wieść gości w zacisze domowe?
Cypryan. Ocenić jego, to nad twoją głowę.
Klaryn. Pan weźmiesz po nim spadek?
Moskon. Co też ten człek prawi?
Nie tak prędko, jak myślisz: on tu z rok zabawi.
Klaryn. I zkądże ty to wnosisz?