Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/4

Ta strona została przepisana.

Do Antyochii w ważnej sprawie
Dążę, a czas próżno trawię,
Gdyż troskami sfrasowany
Nie dostrzegłem, że dworzany
Zostawili mię samego;
I ot pośród wzgórza krążę,
Myśląc, że do celu dążę.
Cypryan. Nie pojmuję, wyznam szczerze:
Te wysokie widzisz wieże,
Co w obłoki szczytem biegą?
Więc podobnaż z drogi zboczyć,
Gdy je wszędzie można zoczyć?
Pierwsza lepsza droga w borze,
Czyto prosta, czyto kręta,
Poprowadzić w miasto może.
Djabeł. Tak z ciemnotą gdy nadęta:
Chociaż w świetle wiedzy gości,
Zawsze ślepa przy mądrości.
Ale to rzecz niewłaściwa:
Gdy zdaleka kto przybywa,
Wejść do miasta pośród mroku
I na każdym błądzić kroku;
Więc zostanę tu do ranka,
A tymczasem pogadanka.
Twoja postać, twe ubranie,
To w samotni ksiąg czytanie,
Tak to wszystko mi dowodzi,
Żeś głęboko jest uczony:
Wielcem z tego ucieszony,
Bo nauka mię obchodzi;
Takich ludzi z serca cenię.
Przyjm więc moje uwielbienie.

(Siada).

Cypryan. Więc nauki także badasz?
Djabeł. Nie, jednakże jestem w stanie
Dać o wszystkiém moje zdanie.
Cypryan. Ale głównie co posiadasz?
Djabeł. Wszystkie w świecie znam nauki.
Cypryan. Któż dokaże takiéj sztuki?
Nawet życia nam za mało,
Żeby jednę znać gruntownie;
A ty mówisz to tak śmiało,
Żeś bez pracy i bez trudu
Posiadł wszystkie.
Djabeł. Nieodzownie,
Bo ja mieszkam w państwie takiem,
Gdzie bez pracy wszystko wiedzą.