Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/41

Ta strona została przepisana.

Porzuć kłamstwo twe przewrotne,
Bo się krew już we mnie burzy,
Że mi szczęście tak nie służy,
Że ci śmierci nie zadałem
Mimo walki wielokrotne.
Justyna. Boże! za cóż ja to znoszę?
Florus. Ja to wszystko z czołem śmiałem
W oczy teraz znów ci głoszę.

(Obaj biorą się do szpad).

Justyna. Zaczekajcie: Leliu, Florze!
Lelius. Kiedy krzywda mię spotyka,
Zemstą zgnębię przeciwnika!
Florus. To, com wyrzekł, niecofnięte!
Justyna. Nieszczęśliwam! zbaw mię Boże!
Florus. (Do Leliusa). Skarcę złości twe zacięte.

(Walczą).
SCENA XVII.
CIŻ SAMI, LIZANDER i RZĄDCA z orszakiem.

Wszyscy wchodzący. Stójcie!
Rządca. Co to? wy zuchwali!
Miecz dobyty! bój staczali!
Justyna. O nieszczęście!
Lizander. O niedola!
Lelius. Panie....
Rządca. Zkądże ta swawola?
Syn mój własny wichrzycielem!
Walczy z swoim przyjacielem.
Lelius. Ojcze....
Rządca. (Do straży). Nie ma tu różnicy:
Wtrącić obu do ciemnicy.
Lelius. Zazdrość gnębi, hańba kala!
Florus. Wszystko na mnie się obala.

(Straż obu uprowadza).

Rządca. A osobno obu wsadzić,
By nie mogli się już wadzić.

(Do Lizandra)