Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/5

Ta strona została przepisana.

Cypryan. Gdybym mógł być twym rodakiem!
To kraj szczęścia, to kraj cudu.
Tu, im dłużéj czego śledzą,
Tém się stają ciemniejszemi.
Djabeł. A że baśni ci nie prawię,
To ci powiem, że o sławie
Zamyślałem professora
Pierwszéj w kraju akademii;
Nie jednegom promotora
Znalazł między najmędrszemi.
Inny palmę wziął pierwszeństwa;
Ale przecież są zwycięztwa,
Co cześć czynią zwyciężonym.
O czém jesteś zamyślonym?
I Bo ja z góry jestem w stanie
Zwalczać każde twoje zdanie,
Choćby było najprawdziwsze.
Cypryan. Ach! to chwile najszczęśliwsze,
Gdy z kim mogę wieść rozprawy;
Oto pojąć jam ciekawy
Jedno miejsce u Pliniusza,
Co mię gnębi, niepokoi,
Do rozpaczy prawie zmusza,
Wydrze siłę myśli mojej:
Czémże jest ten bóg nieznany?
Djabeł. Ot masz miejsce to bez zmiany:
Bóg najlepszym, wszechmogącym,
Wszechobecnym, wszechwiedzącym.
Cypryan. Tak jest.
Djabeł. W czémże trudność leży?
Cypryan. W tego Boga nikt nie wierzy,
Bo takiego Boga niéma;
Wszak pierwszeństwo Jowisz trzyma
Pośród licznej bogów zgrai:
On najlepszym? Wszak ułomne
Jego życie: dość gdy wspomnę
Los Europy i Danai.
Gdzie najwyższe dobro gości,
Gdzie działanie boskie, święte,
Czyż to w płomień namiętności
Ziemskiéj może być objęte?
Djabeł. Lecz to wszystko ludu baśnie,
W które mędrcy świeccy właśnie
Chcieli mądrość swą ustroić,