Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/54

Ta strona została przepisana.

Ledwie życie swe poczyna.
Gdzież blask życia i wdzięk gości?
Chór. W miłości, tylko w miłości!
Justyna. Dziwne mary i widziadła!
Czemu pieszcząc tak dręczycie?
Zkąd mię wasza moc owładła?
Taka troska przez me życie
Nigdy w sercu nie osiadła.
Co istnieniem mojém całém
Wstrząsa coraz większym szałem?
Czém ten obłęd, mar zawiłość?
Czém ten ból co czuję ciałem
I mą duszą?
Chór. Miłość, miłość!
Justyna. Ach! odpowiedź na to słyszę,
O słowiczku! w twojém pieniu,
Co miłością taką dysze
Do kochanki, gdy w marzeniu
Na gałązce się kołysze.
Ucisz, ucisz twoje pieśni,
Bo co w duszy méj się nie śni,
To w niéj piosnka twa rozbudzi;
Gdy tak czują ptacy leśni,
Jakież czucie jest u ludzi!

Tu winorośl za pniem goili,
W zieleń chwyta go ponętnie;
To igrając niby stroni,
Aż obejmie go namiętnie,
Jedno tętno w nich zadzwoni.
Winorośli! niechaj twojéj
Szał miłości się ukoi:
O! bo czuję zakłócona,
Gdy krzew z krzewem tak się spoi,
Jakże ludzie gdy w ramiona!

A tam bujne widzę kwiecie,
Zwraca lice swe do słońca,
Z blaskiem łzawy liść swój plecie;
Jaka barwa pałająca,
Gdy w światłości płynie świecie!
Strzeż się, kwiatku: któż ocali,
Gdy tęsknota ciebie spali,
W proch obróci blask uroczy?
Ach! gdy listek tak się żali,
Jakże tęskne płaczą oczy!