Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/60

Ta strona została przepisana.

Mnie nie skłoni wbrew umowie
Do żadnego w życiu kroku.
Jeśli z tobą nieszczęśliwa
Aż pół roku ciągle bawię,
On niech ze mną rok przebywa,
Ciebie przez ten czas odprawię.
Moskon. O niewdzięczna! To frasunek!
W rozpacz taka mowa wtrąca,
Z uczuć robić chcesz rachunek:
Jakżeś zimna i szydząca!
Libia. Choć w rachunki-m te się wdała,
Przy nich przyjaźń się nie zmienia.
Moskon. A więc, kiedyś taka stała
To do jutra, do widzenia!
Libia. Wszak ja krzywdy twéj nie żądam,
Więc już dziś cię nie zobaczę;
Lecz niech jutro nie wyglądam,
Na spóźnienie, niech nie płaczę.

SCENA XI.
Las w górach.
(CYPRYAN wchodzi zamyślony, za nim KLARYN).

Cypryan. Więc się zapewne pobuntowały
Gwiezdziste nieba orszaki,
Ciągnąc samopas w niebieskie szlaki,
Stawiąc mi opór zuchwały.
A i moc wszelka wgłębi podziemi
Niema na moje rozkazy;
I wiatry tysiąc i jeden razy
Zadrżały klątwy mojemi;
I tyleż razy pismem tajemném,
Pokryłem ziemi przestrzenie;
I nie ziszczone moje pragnienie,
I wszystko dotąd daremném!
I moim oczom się nie ukaże
To niebo moje żyjące,
Ani nie wzejdzie żywota słońce,
Za którém gonię i marzę.
Klaryn. Oto tysiąc jeden razy,
Kreślę linie i figury,
Oto groźne me wyrazy,
Straszą wiatry, biją w chmury;