Jednak Libia nie przychodzi.
Piękna sztuka, kiedy zwodzi!
Cypryan. Ten raz jeszcze ją, zawołam,
Może cudu dopiąć zdołam.
Przyjdź, Justyno!
Justyna. Na wezwanie
Biegłam przez las, gór bezdroże;
Czego żądasz, mów Cypryanie,
Czego żądasz?
Cypryan. Tak się trwożę!
Justyna. A więc skoro.....
Cypryan. Ja drżę cały!
Justyna. Tu przybyłam....
Cypryan. Jam struchlały!
Justyna. Zkąd mię miłość.....
Cypryan. Cóż się boję?
Justyna. K’tobie woła...
Cypryan. Milcząc stoję.
Justyna. Wypełniwszy twoje czary,
Biegnę teraz w gór obszary.
Cypryan. Stój Justyno, moja droga!
I cóż dumam? Zkąd ta trwoga?
Daléj! może ją dogonię.
Jakże spieszy! jeszcze blizko.
W zmierzchu liści to ustronie
Dziwne da nam widowisko
(Łożem ślubném by się stało).
Téj miłości, któréj w świecie
Niebo nawet nie widziało.
Ludzie, wy jéj nie pojmiecie!
Klaryn. To mi piękna narzeczona,
Nie wiem zkąd ją dymem słychać,