Cypryan. Dobro najwyższe! On nie pozwala
Wyrządzać złego, od krzywd ocala:
Lecz cóż Justyna mogłaby stracić,
Będąc przed ludźmi tutaj ukryta?
Djabeł. Czciąby to swoją mogła przypłacić:
Tłum się wszystkiego chytrze dopyta.
Cypryan. Więc wszystko widzi, rządzi wszechwładnie,
Że nawet przyszłą krzywdę odgadnie;
Lecz czyż czar takim silnym być może,
Że ten Bóg władzą swą go nie zmoże?
Djabeł. Nie, On wszechmocny!
Cypryan. Któż jest tym Bogiem,
Bogiem wszechmocnym i wszechwiedzącym,
Najwyższém Dobrem, od krzywd broniącym?
Tylem lat znaleźć Go nie był w stanie.
Djabeł. Ja nie wiem.
Cypryan. Powiedz!
Djabeł. Powiem ze drżeniem:
To Bóg, którego czczą chrześcianie!
Cypryan. Czemuż Justynę strzegł swém ramieniem?
Djabeł. Ona chrześcianką.
Cypryan. Tak swoich broni!
Djabeł (ze wściekłością).
Lecz już zapóźno, próżno Go wzywać
I z méj niewoli chcesz się wyrywać,
A Jemu służyć. On nie osłoni.
Cypryan. Jam twój niewolnik?
Djabeł. Mam słowo twoje.
Cypryan. Cyrograf dałem ci warunkowo,
Więc go odbieram; precz z tą umową!
Djabeł. Jakto?
Cypryan. Natychmiast zwróć pismo moje!
Djabeł. Próżno się miotasz wściekłości szałem,
Nie zadasz ciosu twojém żelazem;
W rozpacz cię wtrącę jednym wyrazem:
Jeszcze ci tego nie powiedziałem,
Komu ty służysz: czart twoim panem!
Cypryan. Co mówisz? powtórz.
Djabeł. Jam jest szatanem!