Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/68

Ta strona została przepisana.
SCENA XVIII.
(Sala w pałacu rządcy Antyochii).
Wchodzi RZĄDCA z FABIUSZEM i orszakiem.

Rządca. Jakże ci się to udało?
Fabiusz. Gdy ukryci w swym kościele
Boga swego czczą nie śmiele,
Ja ze strażą, moją całą.
Wpadam, cały dom okrążę;
Wnet w podziemiu ich znachodzę,
A oddanych wielkiéj trwodze
Wszystkich chwytam w krępy wiążę
I do ciemnych lochów sadzam.
Ależ szczęsna ta godzina:
Był tam Lizandr i Justyna,
Których tobie przyprowadzam.
Rządca. Chcesz na wyższym być urzędzie,
Wziąść co tylko skarb mój mieści?
Za pomyślne takie wieści
Wszystko co chcesz twojém będzie.
Fabiusz. Sługa łaskę pana ceni;
Lecz ma prośbę, jeśli pora...
Rządca. Więc mów.
Fabiusz. Wolność Lelia, Flora,
Co tak dawno uwięzieni.
Rządca. Chociaż niby w takiéj karze
Chciałem przykład dać krajowi,
Wszakże dziś przyjacielowi
Prawdę wyrzec się odważę:
Chcąc uchronić mego syna,
Rok w więzieniu trzymam obu.
Mścić się niéma więc sposobu,
Flora groźna mi rodzina;
O to miałem téż obawę,
By młodzieńcy zapaleni,
I miłością oszaleni,
Znów nie wpadli w starcie krwawe;
Osłaniałem też me plany,
By tymczasem się Justyny
Pozbyć z jakiéjbądź przyczyny,
I oddalić w kraj nieznany.
A gdy teraz obłudnica
Z gruntu poznać nam się dała,