Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/72

Ta strona została przepisana.

Może winy krwią, mą zmażę:
Ja chcę śmierci męczennika.

(Do rządcy Antyochii).

Jeśli twoja władza krwawa
Ścigać chrześcian nie ustawa,
To wiedz o tém, żem ich bratem:
Starzec pośród gór sędziwy
Dał mi wiary uświęcenie.
I cóż zwlekasz? Bądź mi katem,
Władco pogan sprawiedliwy;
Niech mię zemsta twa ogarnie!
Każ ściąć głowę; lecz to — mgnienie!
Lepiéj długie daj męczarnie;
Wszystko przenieść chcę cierpliwie,
Nawet srogich mąk tysiące;
Strachem ciszy méj nie zmącę:
Bo Bóg jeden jest prawdziwie,
Bóg, któregom szukał długo.
Człeku nie lśnić swą zasługą,
Wszelka sława ludzka zginie,
Jako marny dym przeminie,
Ludzkie sprawy czczym popiołem!

(Upada bezsilny twarzą ku ziemi).

Rządca. Słysząc ciebie, ażem zdumiał;
Za przebraną zuchwalstw miarę,
Z kar najsroższych jedną karę,
Nie wiem, czybym wybrać umiał:
Wstawaj!

(Potrąca go nogą).

Florus. Sztywny, z sił wyzuty,
Jak z żelaza posąg kuty.

SCENA XXII.
CIŻ SAMI i JUSTYNA, (którą straż przyprowadza).

Jeden ze straży. Oto, panie, masz Justynę!
Rządca. Z żywym trupem ją zostawić!
Może, razem tu zamknięci,
Zmienią myśli, ujrzą winę;
Wtedy mogą się wybawić,
Jeśli błędy swe porzucą,
Do mych bogów się nawrócą;
Lecz jeżeli śmierć ich nęci,