Może winy krwią, mą zmażę:
Ja chcę śmierci męczennika.
Jeśli twoja władza krwawa
Ścigać chrześcian nie ustawa,
To wiedz o tém, żem ich bratem:
Starzec pośród gór sędziwy
Dał mi wiary uświęcenie.
I cóż zwlekasz? Bądź mi katem,
Władco pogan sprawiedliwy;
Niech mię zemsta twa ogarnie!
Każ ściąć głowę; lecz to — mgnienie!
Lepiéj długie daj męczarnie;
Wszystko przenieść chcę cierpliwie,
Nawet srogich mąk tysiące;
Strachem ciszy méj nie zmącę:
Bo Bóg jeden jest prawdziwie,
Bóg, któregom szukał długo.
Człeku nie lśnić swą zasługą,
Wszelka sława ludzka zginie,
Jako marny dym przeminie,
Ludzkie sprawy czczym popiołem!
Rządca. Słysząc ciebie, ażem zdumiał;
Za przebraną zuchwalstw miarę,
Z kar najsroższych jedną karę,
Nie wiem, czybym wybrać umiał:
Wstawaj!
Florus. Sztywny, z sił wyzuty,
Jak z żelaza posąg kuty.
Jeden ze straży. Oto, panie, masz Justynę!
Rządca. Z żywym trupem ją zostawić!
Może, razem tu zamknięci,
Zmienią myśli, ujrzą winę;
Wtedy mogą się wybawić,
Jeśli błędy swe porzucą,
Do mych bogów się nawrócą;
Lecz jeżeli śmierć ich nęci,