Z wiatrowym lecąca szelestem,
Kto jesteś?...
— Euzebiusz jestem.
Albercie, zbliż się z téj strony,
Kędy jestem pogrzebiony;
Rozpleć gałęzi przewoje.
Nie bój się.
— Ja się nie boję.
Ale ja!
— Już cię gałęzi
Sieć poplątanych nie więzi,
Czego żądasz?
— Nieszczęśliwa
Dusza — Albercie — cię wzywa,
By w grozie wiecznéj ruiny
Spowiedzią wyznać swe winy.
Już od chwili ma mię grób,
Bowiem już uwolnił duszę
Rozwiązań niemocą trup.
Ale w śmierci zawierusze
Chociaż oboje rozstrzelił
Cios, jeszcze ich nie rozdzielił.
Chodź, niech grzechów mych ogromy
Zrzucę i uproszę łaski.
Liczne są, jak morza piaski,
Liczne, jak słońca atomy.
Dało cud, da i zbawienie
Tuszę — Krzyża Uwielbienie.
A ja umartwień zasługi
Moich wszystkie zlewam na cię,
Niech przez wzgląd bożego sługi
Nieba ci odpuszczą, bracie!
Boże! chodzi jakby żywy,
A żeby go widzieć dłużéj