Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/119

Ta strona została przepisana.

Oprawie krople się śmiały
Jak brylantowe kryształy.
A tak zamyślona z wody
Okiem swéj kształty urody
Łowiła, żem pojąć zrazu
Nie umiał, czy to obrazu
Kształty, czyli postać żywa.
I jak owe nimfy srebrne,
Co u źródeł stoją strażą,
Tak żywe, że się nie ważą
Szeptać usta, by nie drgnęły;
Tak owe kształty przeciwnie
Niby przemienione dziwnie
W nieme marmury się ścięły.
I zdało mi się, że tam
Sztuce mówiła natura:
Chełpić się tobie daremnie,
Że zadajesz śmierci kłam,
Żeś dostojniejsza ode mnie,
Bo ja życiu kłam zadaję;
A cóż większem ci się zdaje?
Choć ty życie w marmur wdroży
Duszy bez życia nie stworzysz.
Gdy ty ożywiasz marmury,
Ja posągi z ludzi kuję.
Na szelest liści od góry,
Sprawiony, kiedym chciał zblizka
Ślicznego dojrzeć zjawiska
W pełnéj zachwytu ekstazie
(Zachwyt to już był serdeczny)
Spojrzała — posąg zdumienia.
Pomnę, że śród zapłonienia
Rzekłem, że jest niebezpieczny
Hazard tak w własnym obrazie
Zatapiać źrenice swych zorze,
Bo zakochać się w nim może
I jak rusałka nad wodą
Narcyza uledz losowi...
Ona dumnie i dostojnie
Nie odrzekłszy nic, spokojnie
Odwróciła ku mnie plecy
I poszła ku ogrodowi,
Podążając ku kobiecéj