(Którego niech niebo strzeże,
By się stal w swéj jasnéj sferze
Feniksem naszego wieku) —
Przyrzekł dać folgę méj sprawie,
Skoro z pośród dworskich steku
Zajęć, jak słońce do kresu
Powróci do Aranjuesu,
Co jest pawilonem wiosny,
Bo jakże w nim nie ożyją
Wszystkie barwy, wszystkie wonie,
Kiedy za jednym w koronie
Kwiatem, najbielszą, najczystszą
Kwiatów królową liliją[1]
Ciągnie każdy kwiat zazdrosny
I zawiści barwą płonie
I tęsknoty wonią wzdycha.
Więc pociągnąłem za dworem
Owym ukwieconym torem,
Poddańczym raczéj afektem
Wiedzion, niż troską o sprawę;
Bo król w znawstwie ludzi bystry
Wybiera takie ministry,
Że kto polecił zasługą
Prośbę swą, nie czeka długo
Na rozwiązanie łaskawe
Dzięki temu, który czasem
Pokoju tak dźwiga brzemię
Państwowe, jak niegdyś ziemię
Herkules dźwigał z Atlasem.
Do Aranjuesu przybyłem,
Gdzieś mię odwiedził w gospodzie;
A widząc, że źle trafiłem,
Bo — nie mówiąc o wygodzie —
Dano mi izbę przeklętą.
Jaką Pan Bóg dawać wzbrania
Masztalerzom lub petentom
Chciałeś mię wziąć do Ocańa.
Łatwo stamtąd w dzień audyeneyi
Przebyć dwie mile — nie więcéj —
Konno, załatwić u dworu
- ↑ Alluzya do królowéj z domu burbońskiego, który ma w tarczy lilią.