Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/127

Ta strona została przepisana.

Przerwać mu niema sposobu,
Musi już wszystko wygadać.

Feliks.

Dalej?

Lisardo.

Potém moja dama
Tak mnie zaczepiwszy sama,
Poszła, dawszy przyrzeczenie,
Że bylebym nie chciał badać,
Gdzie jéj dom i jakie miano,
Powróci znów w drugie rano.
Istotnie czterykroć zorza
Słońcu wstającemu z łoża
Otwierała wschodnie bramy,
Zastawałem na téj saméj
Ścieżce zawoalowaną,
Niecierpliwy z tego trwania
Zagadki, w któréj już byłem
Śmieszny, zejść postanowiłem
Wracającą do Ocańa.
Nie mogłem, bo się zwróciła
Nagle, a widząc mię w tyle
Z trwogą kroku przyśpieszyła
I znikła z oczu na chwilę,
W téj ulicy.

Feliks.

W téj ulicy?

Lisardo.

Tak, znikła niespodziewanie,
Tu być musi jéj mieszkanie.
Drugim znów mi rzekła razem,
Że się muszę z jéj rozkazem
Zgodzić, bo tu w grze jéj życie.

Feliks.

Dziwnej-ś wpadł w ręce kobiécie.

Marcela (n. s.).

Wyda się już, to mię złości!...

Feliks.

Mów daléj.

Lisardo.

Więc...