Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/145

Ta strona została przepisana.

I to bez mego pytania,
Nie zważywszy, jakie mogą
Wypaść z tego zawikłania.

Marcela.

Już zważyłam i powtarzam,
Ze cię w niczem nie narażam.

Laura.

Jakto nie narażasz? Sądzę...

Marcela.

Słuchaj jeno, jak urządzę:
Twe mieszkanie ma drzwi dwoje
Wychodzących na dwie strony.
Tu przez Sylwią wprowadzony,
Przez owe boczne pokoje
Wszedłszy, nigdy się nie dowie,
Jak się właścicielka zowie,
Przytem jako nietutejszy
W czemże może ci zaszkodzić?

Laura.

Hazardu mego nie zmniejszy,
Że obcy; zacznie dochodzić,
Kto jestem, i weźmie wreszcie
Za owe damę w woalu.

Marcela.

Nie miéj, droga, do mnie żalu;
Pozna mię z twarzy odkrytéj;
Udam w twoim domu panią.
A ten strój — wracam z wizyty.

Laura.

Wiem, dojrzawszy twego noska,
Że się o mnie nie zatroska;
Ale jakże się wyśliznę,
Nieszczęsna, gdy ojciec wróci,
I zastanie tu mężczyznę.

Marcela.

Ach, sprzeciwiać chcesz się wiecznie:
Czyż musi wrócić koniecznie?
Już go tak fatalnym sądzisz?
Nie! tę łaskę mi wyrządzisz,
Któż się tak z kochaniem drażni!
Ufam zacnéj twéj przyjaźni.

Laura (n. s.)

 
Zostałam nad wiarę wszelką