Celio! Hej!... Gdzieś mi zginęła.
Wszystka się na mnie spiknęła
Niedola; wrogiem mi wszyscy.
Zostałam sam-na-sam z trwogą.
Wołam jéj — nie ma nikogo.
Co w tym ambarasie pocznę?
Feliks pewnie w bramie czyha.
Wypuścić tego? Widoczne
Szaleństwo; zadam mu licha.
Lecz pierwsza miłość od siebie.
Żałuję szczerze, Marcelko.
Mus musem. — Pst, kawalerze,
Którego w takiéj potrzebie
Zostawiła swywolnica,
Nie trwóż się obcego lica.
Jakże, jakże strach powstrzymam,
Jak twéj twarzy bać się nie mam,
Lauro?
O nieba, co widzę!
Ty zmiennica?
Wielki Boże!
Tak czuła?
On? Czy być może!
O tak, być może, bo jest!
Doprawdy, wyznać się wstydzę,
Że mi wynikło w zazdrości
Bolesne odczarowanie.
Lecz nie; zazdrość to kochanie,
A tu potrzeba mściwości.
Feliksie, łzy mię uduszą.
Dobro me, życie me, panie!
Wstydzie mój, śmierci, katuszo!
Czego żądasz?