Gdzie biwakują planety, Są najważniejszém zajęciem Mego życia, są księgami, Gdzie na dyamentowych kartach, Na szafirowych stronicach złocistemi zgłoskami, Wyraźnemi charaktery Niebo losy nasze kréśli etc..“ Nam to zda się przesadą, romantykom wydało się szczytem poezyi; oceniając te wyskoki wyobraźni, trzeba przedewszystkiém przenieść się w epokę poety, kiedy podobny styl był potocznym stylem listów. Napuszysty nekrolog Vera Tassisa i Villaroela na śmierć Kalderona jest tylko dokumentem zwykłego sposobu mówienia. Jak u Homera każda rzecz ma swój atrybut, tak u Kalderona ma zawsze do się przyczepioną metaforę. Pistolet jest „żmiją z metalu,“ pięć palców kobiecej ręki są „pięcioma listkami jaśminu,“ a jej skóra „kryształem.“ W Lepiéj było, niż bywało znajduje się obraz taki: „Obaczyłem wyzwolony Z całodziennych trudów włos Niby ocean promieni, Śród którego szczęsna ręka Niby Bucentaur z kryształu Bieżała w burze Ofiru.“ Zeszło się w nim Niebo, Morze, Historya Wenecyi i Biblia, podczas gdy słuchacz dowiedział się tylko, że dama rozpuściła warkocze. Taki nawał fantazyi niezdolny był układać się w niezliczone kombinacye; elementów-by dlań nie stało. Najulubieńsze zaś jest operowanie czterema elementami: ziemią, wodą, ogniem i powietrzem. Wystarczy zestawić opisy konia w Życiu snem, Lekarzu swego honoru, Księciu niezłomnym. Koń jest stale: Promieniem bez żaru, ptakiem bez piór, rybą bez płetw (Życie snem), lub ma: Ziemią ciało, Żarem dech, Morzem pianę, wichrem cały (Lekarz swego honoru). Najpyszniéj zaś przedstawia się w Niezłomnym księciu, pyszniéj jeszcze u Słowackiego niż w oryginale. Obraz nieba, po którém Bóg gwiazdami pisze, wraca powielekroć nietylko w różnych komedyach, ale przez niebaczność poety w tej samej, jak w Życiu snem. W komedyi Dwoje bram znajduje czytelnik niejasną metaforę o stopach kobiecych, które stąpając rozsiewały kwiaty; niech wie, że wraca ona po dziesięćkroć w tym samym kształcie. Król ma być zawsze „Feniksem własnej sławy.“ Epitetu tego nie brak chyba nigdzie; feniks zresztą zagnieździł się u Kalderona jak w Egipcie. Feniksami są smutki, feniksami nieszczęścia, z których jedno wiedzie za sobą drugie. Przesada dochodzi niekiedy do śmieszności: Oto, jak w Kwietnim i Majowym ranku skarżą się na rzekomą zdradę kochankowie: „Dzika ma nieprzyjaciołko, Zdradna Syreno, podstępna harpio, Kłamliwy sfinksie, jadowita żmijo Z śniegu i róży...“ U galanów pierś jest zawsze wulkanem, który pod śniegiem gore; łzy i westchnienia są „Zapasami wody i wiatru, wysyłanemi od czasu do czasu na stworzenie burzy; — na usprawiedliwienie dawnych miłostek wobec świeżych mają niezmienny argument: „Póki nie znałem słońca, pięknym zdał
Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/16
Ta strona została przepisana.