Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/171

Ta strona została przepisana.

Zasłużonéj dank nagrody,
Już wbiegłem — w głębi uliczki
Przeczekawszy — znaleść życie
Nowe, w rozkosznym nastroju,
Gdy drzwi drugiego pokoju
Otwarłszy, — straszne odkrycie —
Ujrzałem — lub mi się śniło, —
Ujrzałem — słuchaj — mężczyznę!

Lisardo (n. s.).

Już się teraz nie wyśliznę;
Wiem, lepiéj co się zdarzyło!...

Feliks.

Hańba mi, jakżem się zbabił,
Żem (jéj ojciec właśnie wracał)
Na jéj cześć uwagę zwracał,
Żem na miejscu go nie zabił,
Jenom się na siły zdobył
Czekać, aż wypuszczą gaszka,
A ja w lot schwyciwszy ptaszka
Dowiem się...

Lisardo.

— No i wiesz, kto był?

Feliks.

Nic, bowiem już go usłużne
Ręce wywiodły z powrotem.
Szukałem go wszędzie potem,
Już szukanie było próżne.
I tak jeszcze o jutrzence
Stałem, w téj nadziei płonéj
Pomyśl — ja głupi, szalony,
Że może wpadnie mi w ręce.
Takiéj wściekłości i sromu
Nie wiem, czy zaznał kto w świecie.
Zazdrość dusi mię, przygniecie!
Zawiść — nie wiem przeciw komu.

Lisardo (n. s.).

Nie wstrzymam — góro mię przywal.
Widocznie sprawa ta sama:
Ona — tajemnicza dama,
A ja ów zamknięty rywal.
Wszystkie się zgadzają znaki,
Lecz gdy nie wie, że kobieta
Owa u mnie tu ukryta,