Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/175

Ta strona została przepisana.

Nie godzi się; jest to sądzić,
Że się plami słońca złota
Twarz. Myśl, luby, czy ma cnota
Mogła strasznie tak pobłądzić?

Feliks.

Więc co zacz był człowiek owy?

Laura.

Daruj — tego już nie powiem.

Marcela (n. s.).

Co za kręt labiryntowy!

Feliks.

A to czemu?

Laura.

— Czemu? bowiem
Sama nie wiem, co on zacz.

Feliks.

Któż go tam skrył i dlaczego?

Laura.

Nie mogę ci rzec i tego.

Feliks.

W czem więc twe uniewinnienie?

Laura.

W niewiedzy.

Feliks.

— Lube stworzenie!
Nie wiedziéć — ma być wymówką,
Zbrodnią ma być jedno słówko
Na mój spokój; w cóż mam wierzyć:
W to, co wiem, czy czego nie wiem?
Lauro, bronić się daremnie.

Laura.

Feliksie, nie zmuszaj-że mnie.
Uniewinnić się jest rada,
Lecz jéj użyć nie wypada.

Feliks.

Drugi raz już to powtarzasz.
Lub żałujesz, lub obrażasz.
I niechaj mię po raz trzeci
Ten sam wyraz nie doleci.
Zaspokojenie bezzwłoczne
Mam tu miéć.

Marcela (n. s.).

— Cóż teraz pocznę?