Naokół róży, lub w lesie,
O których wieść stara niesie,
Rękoma pozaplatany,
Kroczy hufiec Dyany;
Ni widok, że tak wspaniale
Szła łódź owa po krysztale,
Po fali rozkołysanej,
Że gdy podeszła do wyspy
I do kwiatowéj altany,
To na tę kwiatami ludną
Łódź patrząc już było trudno
Rozpoznać z drugiego brzegu,
Gdzie jest łódź, a gdzie altana;
Gdy obie w te kwiaty zbrojne
Jak dwie bojowe armaty
Wydały sobie tam wojnę
Jaśniejące i swywolne —
Cieszyć mię nie były zdolne.
Bo cała ta pompa złota
I te szumiące kryształy
I owa kwiatów ochota,
I te zefiry, co wiały,
I owe liście grające,
I to pośród kwiatów słońce,
I ten ptaków szczebiot głośny,
Smutne się zdały zazdrośnéj
O Feliksa; patrz, czy mało
Smuci się, kogo to wszystko
Rozesmucić nie zdołało!
On tłómaczeń już ode mnie
Nie usłyszy, boć nikczemnie
Cieszyć go w mojéj żałości
Jeszcze widokiem zazdrości.
Zakończę sprawę doraźniéj
Używając tu przyjaźni
Twojéj i jeśli ma Nizę
U siebie, orzech rozgryzę
I dopatrzę wreszcie jądra
Twoją łaskawą pomocą
Ukryta, gdzie się osłania
Wchód do twojego mieszkania.
Zapytasz, jak mogę nocą
Nie strzedz penatów rodzica,
Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/185
Ta strona została przepisana.