Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/186

Ta strona została przepisana.

Uganiając jak wietrznica?
Ojciec mój dzisiaj wyjedzie
W okolicę, gdzie go wiedzie
Konieczność jakiejś afery,
Nie wróci, aż za dni cztery.
Przez ten czas, moja dziewczyno,
Stanę u ciebie gościną;
A że mi będziesz gościnna,
Tuszę, boś mi już coś winna,
Boś rozsądna, luba, grzeczna,
Przyjaciółko ma serdeczna!

Marcela.

Odmówić nie w mojéj mocy,
Gdy mię już twa dobroć pęta,
Kiedy bierzesz do pomocy,
Moje własne argumenta.
Jedna tylko jest przeszkoda:
Własna chęć środek ci poda
Usunąć go. Masz otwarty
Mój dom — co mówię! twój własny.

Laura.

Cóż jest tym twoim szkopułem?

Marcela.

Mój brat równie w sercu czułem
Tak jest zazdrością rozżarty,
(Co tam — niech go złość kolebie,
Pierwsza nam miłość od siebie) —
Że prosił, abym udała,
Iż wskutek pewnego swaru,
Chcę go zbyć mego ciężaru.
I ażebym zamieszkała
U ciebie, służąc mu szpiegiem.
Więc gdy chcesz u mnie noclegiem
Stanąć, jakże dom zostawię?

Laura.

Już znajdę radę w téj sprawie.
Udaj zaraz dąsy swoje
I odejdź, własne pokoje
Oddawszy na moje plany.
Prędzéj będzie przekonany,
Że jest w domu sam, swobodnie.