Ta strona została przepisana.
SCENA IV.
(Lisardo i Harbuz).
Lisardo.
Cóż to za papier?
Harbuz.
A cóżby?
Papier — ot — papieru listek,
Jeno zapisany wszystek.
To rachunek z mojéj służby.
Lisardo.
Cóż to znowu, cóż to znaczy?
Harbuz.
Ot, czy mówić potrzebuję?
Za służbę panu dziękuję.
Lisardo.
Chcesz więc odejść?
Harbuz.
Nie inaczéj.
A czemu?... Jezu mój złoty!
Bom sekretami karmiony,
A pan...
Lisardo.
Co?
Harbuz.
Otumaniony.
Lisardo.
Ach, nie wiesz... moje kłopoty!
Harbuz.
Czyż nie winien jak na tuza,
Chociaż ma i swoje kwasy
I sekreta i niewczasy,
Pan rachować na Harbuza?
Pomyśl, czy mi to przyjemnie —
Boć i ja o godność dbam, —
Że tak chodzisz, jeździsz sam,
Zawsze sam, zawsze beze mnie,
Jakąś tajną, krętą drogą,
Że jesteśmy, miły panie,
Niby miłość i śniadanie.
Zakwefiona dama wpada