Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/193

Ta strona została przepisana.

Zwierzyć ci me podejrzenia,
To przeto, że zatajenia
Własny honor twój wymagał.
Lecz skoro rzecz inny bierze
Obrót, a ty jesteś, który
Jesteś, mojéj awantury
Cały sekret ci powierzę.
Pójdź-że, gdzie cię zrobię świadkiem
Najdziwniejszego zdarzenia.
Pośpieszajmy bez stracenia
Czasu...

Feliks.

Takim jesteś rzadkim
Lekarzem, że śmierć rozbroisz,
Frasunki spędzasz w minucie,
Gdy tak miłosne otrucie
Miłosną dryakwią goisz.

Harbuz.

A ja co?

Lisardo.

Domu pilnować!

Harbuz.

Bądź zdrów, Harbuz, z twoją weną!
Zostawać i czekać jeno
I gębę sobie skneblować!
Na cóż ja się godził jadać
Chleb lokajski i tak biedzić?
Ot, by słuchać, żeby wiedziéć,
Ot, by wiedzieć, żeby gadać,
A tak mię w psim stawia rzędzie
I téj mi pociechy skąpi.
Nie — odtąd pan już nie stąpi
Sam; z Harbuzem tak nie będzie.
Obrażą się i lokaje
Podobnem niezaufaniem.
Ot, i teraz pójdę za nim,
Przebiorę się i przyczaję,
Żeby nie przydybał czasem.
Jeśli nie da wyjść na zwiady,
Słuchać, węszyć, dawać rady,
Od czegóż jestem fagasem?